Moje mocne postanowienie – zacząć więcej chodzić po górach – pomału zmierzało w stronę, w której nie chciałam go widzieć- w stronę kategorii postanowień niezrealizowanych. W końcu udało się wygospodarować trochę czasu i to w naszym najlepszym stylu, czyli na spontanie 😉 Zerwaliśmy się skoro świt i ruszyliśmy, by uniknąć tłumów na szlaku. Trasa na początek niezbyt trudna – z Kuźnic przez przełęcz pod Kopą Kondracką na Kasprowy Wierch. Prognozy zapowiadały piękną pogodę. Do plecaka zapakowałam aparat z jednym szerokokątnym obiektywem, w którym akurat padł autofocus (nie pytajcie co się stało…). Stwierdziłam jednak, że to fajne, małe wyzwanie – ostrzyć ręcznie, a przecież w górach, gdzie wszystko jest nieruchome, to żaden problem… pod warunkiem, że nie wieje 😉
Rzeczywistość okazała się inna. Na górze wiał huraganowy wiatr, a niebo przesłaniały chmury, tylko co jakiś czas słońce było w stanie przebić się na moment. Toczyła się swoista walka pomiędzy ciemnością, a jasnością, cieniem, a światłem. Taka aura, mimo, że nie najłatwiejsza, zwłaszcza, że dysponowałam obiektywem z manualnym ostrzeniem, ucieszyła mnie. Przyjęłam z pokorą zimno i wiatr, bo światło tego dnia było magiczne.
O wschodzie
Schronisko na Hali Kondratowej
Na szlaku