Początkowo miał być szybki, majówkowy wypad do Toskanii. Kiedy jednak każdy z uczestników wyjazdu zaczął szperać w internecie, wertować przewodniki i wyszukiwać miejsca, które „koniecznie trzeba zobaczyć w pobliżu”, musieliśmy zastosować słowo „kompromis”. Ostatecznie, tuż przed wyjazdem, wyklarował się dość odważny plan na nasz Italian Trip:
→ 5 dni
→ 3 różne światy
→ 3500 kilometrów
czyli
Zielona Toskania, Górzyste San Marino i Tajemnicza Wenecja
* * *
Szczerze mówiąc, długo zastanawiałam się, jak technicznie przedstawić Wam tą wyprawę. Choć nie był to mój priorytet, z każdego miejsca, jak zwykle, przywiozłam sporo zdjęć. Jednocześnie trip był w pewnym sensie całością, długo więc opierałam się myśli, by podzielić ją na osobne wpisy. Ostatecznie zdecydowałam, że relacja będzie się składać z kilku części, a link do kolejnej znajdziecie na dole strony.
Cz.1 – Toskania
Którz nie słyszał o sielskiej, pokrytej zielonymi wzgórzami krainie wina i pieczonych kasztanów, w której czas płynie wolniej, a uśmiechnięci mieszkańcy cieszą się magią zwyczajnego życia…? Do tej pory moje wyobrażenie o tym regionie bazowało na filmie „ Pod słońcem Toskanii” i przeczytanej kiedyś książce o małżeństwie amerykanów, którzy poszukiwali swego wymarzonego domu w okolicach Montepulciano we Włoszech. Wtedy nawet nie przypuszczałam, że będę podążać ich śladami, a wyłaniający się z niej obraz wydawał mi się ubarwiony, zachwyty wyolbrzymione, bo czy naprawdę może istnieć tak idylliczna kraina?
W myśl zasady „oczekuj mniej, dostaniesz więcej”, postawiłam na stoicki spokój i skupiłam się wyłącznie na faktach zawartych w przewodnikach. Niczego sobie nie wyobrażałam, choć w miarę zbliżającego się wyjazdu, czułam pod skórą narastający dreszczyk ekscytacji.
* * *
Do naszego agroturismo dotarliśmy nad ranem. Było jeszcze ciemno, klucz czekał w drzwiach, więc przeprowadziliśmy szybką akcję wniesienia bagaży i padliśmy zmęczeni w naszych wielkich, toskańskich łożach.
Świtało. Ptaki zaczęły koncert. Swym głośnym śpiewem, nieco innym od tego w Polsce, witały nowy dzień i zachęcały nas do pobudki. Nie mogąc spać, wyszłam do ogrodu. Ranek był rześki. W oczy biła soczysta zieleń trawy, z ogrodu czmychały ostatnie nocne mgły. Gdy wyjeżdżaliśmy, przyroda w Polsce dopiero budziła się po zimie, tutaj drzewa pokryte były już młodymi listkami. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam w oddali, na wzgórzu, kamienne miasteczko. Pomarańczowe dachówki kontrastowały z błękitnym niebem. Za plecami miałam XVI- wieczny toskański dom typu leopoldina, w którym mieliśmy spędzić cudowne, beztroskie chwile. Tyle wystarczyło, bym dostała odpowiedź na moje niewypowiedziane na głos pytanie – jaka będziesz Toskanio? Nie było przesady w tych wszystkich opisach – przyjechaliśmy do raju.
Italian Trip: Dzień 1
Śniadanie zjedliśmy w malowniczym ogrodzie pośród starych drzew. Ptaki już umilkły. Rozkoszowaliśmy się błogą ciszą i poczuliśmy toskański spokój. Dzień zapowiadał się cudownie i słonecznie. Wszystkim udzielił się wyjątkowy nastrój i ekscytacja. W końcu znajdowaliśmy się w samym sercu doliny Val di Chiana – uznawanej za jedną z najpiękniejszych w Toskanii. Pomimo zarwanej nocy, jednogłośnie zdecydowaliśmy – pora na wycieczkę.
Po kilkunastu minutach (no dobrze, zajęło nam to trochę więcej, bo po drodze zaliczyliśmy przecież kilka przystanków na zdjęcia) dotarliśmy do pierwszego miasteczka z naszej listy must see.
Montepulciano
Montepulciano to jedno z najwyżej położonych miasteczek Toskanii (605 m n.p.m). Poprzecinane jest mnóstwem wąskich, średniowiecznych, kamiennych uliczek. Posiada jedną główną ulicę Corso, a sercem miasta jest Piazza Grande.
Montepulciano słynie z produkcji wina Nobile di Montepulciano, a tradycje uprawy winorośli sięgają czasów starożytnych. Nasze kroki kierujemy do jednej z winnic – Ercolani. Zaproszono nas do bezpłatnego zwiedzania winnicy, na co chętnie przystaliśmy. Zwiedzanie kończy się degustacją – prowadzący opowiadał i dokładnie opisywał każde degustowane wino – różne roczniki Chianti, Brunello, Montepulciano, deserowe Vin Santo…., a zanim znalazły się w naszych ustach, każdy rodzaj poprzedzała inna przekąska – bruscetty z pastami, ser pecorino, trufle… Taka degustacja to wyjątkowa atrakcja, zwłaszcza dla miłośników win.
Pierwsze zakupy zostały zrobione. Z winnicy, w świetnych humorach, wyszliśmy obładowani szlachetnymi trunkami i wybornymi pastami zamkniętymi w słoiczkach. Zakupy lądują w bagażniku. Podążamy w górę, w stronę głównego placu.
Na głównym placu znajduje się studnia Gryfów i Lwów, katedra z XVI-XVII w i kilka pałaców. Warto wspiąć się na wierzę ratusza Palazzo Comunale, by podziwiać przepiękne widoki.
Chiesa di San Biagio
Jedziemy dalej malowniczą, krętą drogą, wijącą się pośród zielonych pól, czerwonych maków i winnic. Krajobraz Toskanii jest wpisany na listę UNESCO. Dzięki temu jest on chroniony i spójny, stare budynki remontowane są pod okiem konserwatora zabytków i nie ma tu miejsca na samowolkę budowlaną, a istniejące gaje oliwne i winnice mają być stale uprawiane.
W średniowiecznych zamczyskach na wzgórzach można odkryć perełki winiarskie.
Capella di Vitaletta, modelka licznych toskańskich pocztówek jest jednym z tutejszych symboli.
Pienza
Pienza to urocze, niewielkie miasteczko, które papież Pius II postanowił uczynić idealnym miastem renesansowym. Śmierć przekreśliła jego plany i ta wizja nie została nigdy ukończona. Pienza to też miasto kwiatów i wytwarzanego tu owczego sera pecorino. Z murów na zboczu wzgórza roztacza się niezapomniany widok na dolinę Val d’Orcia i wulkan Monte Amiata. Patrząc uważnie, można dostrzec drogę prowadzącą do agroturismo Terrapille – to właśnie tu nakręcono słynną scenę do Gladiatora.
Spacerujemy kamiennymi, ukwieconymi uliczkami, zachwycając się mnogością kolorów i rodzajów roślin, którymi swoje drzwi, bramy i parapety udekorowali mieszkańcy. Będąc w okolicy, koniecznie trzeba tu zajrzeć.
* * *
Czytaj dalej…
* * *