Italian Trip: Dzień II
Siena
Mimo, że nasz pobyt w Toskanii był krótki i chcieliśmy go spędzić głównie na pojeniu zmysłów sielskimi krajobrazami toskańskiej prowincji, zdecydowaliśmy odwiedzić jedno większe miasto i skosztować trochę kultury i zabytków. Wybór padł na Sienę. Tego dnia przekonaliśmy się jak wiosenna pogoda potrafi być tu przewrotna. Rozpieszczeni ciepłym, poprzednim dniem i teraz mieliśmy ochotę na łapanie odrobiny słonecznych promieni. Ranek był całkiem przyjemny, ale gdy dotarliśmy do Sieny, zerwał się zimny wiatr i zaczęło kropić. Szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze ubrania, przystosowane na temperaturę sporo wyższą niż 20 stopni, były kiepskim wyborem, zwłaszcza na tle opatulonych w kurtki mieszkańców. Dlatego też, przy pierwszej, lepszej okazji, zakupiłam nieplanowaną pamiątkę – ciepłą chustę, która pozwoliła mi przetrwać ciężki, włoski klimat 😉
Podróżując samochodem, wbijamy w nawigację centrum (centro storico) i gdy jesteśmy już w pobliżu, po prostu rozglądamy się za znakami prowadzącymi na parkingi.
Z punktu informacji turystycznej zabieramy plan miasta i po kilkunastominutowym spacerze docieramy na Piazza del Campo – uznawanego za najpiękniejszy plac na świecie. Jego amfiteatralna budowa, w kształcie muszli, obniżająca się z jednej strony, wyróżnia go spośród innych placów. Taki zabieg architektoniczny ma zapobiec podtopieniom.
Na placu tym świętuje się corocznie,16 sierpnia, wyścigi konne bez siodeł – Palio. Sieneńskie Palio przyciąga tysiące widzów, niesie wiele emocji, a zwycięski dżokej i koń stają się prawdziwymi bohaterami miasta. W miejscowości Radicondoli znajduje się sanatorium dla koni, które nie mogą już brać udziału w wyścigu, a najsłynniejsi zwycięzcy mają groby udekorowane świeżymi kwiatami. Kilka lat temu Palio stało się tłem dla wydarzeń w filmie o agencie 007.
Jednym z ważniejszym pałaców przy Piazza del Campo jest Palazzo Publico, pochodzący z przełomu XIII i XIV w., Nad placem góruje La Torre del Mangia – wieża z punktem widokowym, na który prowadzi aż 500 schodów.
Po chwili doceramy do Piazza del Duomo i kolejnego symbolu, chyba najważniejszego zabytku Sieny – Katedry Matki Bożej Wniebowziętej z 1220 roku (Il Duomo).Gotycka fasada zachwyca swą barwą, gdyż wykonano ją z zielonych, białych i różowych marmurów. Wnętrze katedry jest nie mniej imponujące, lecz z powodu gigantycznej kolejki przed wejściem, pozostało nam podziwianie ich na grafikach w komputerze.
Najbardziej lubimy zejść z utartych szlaków. Postanowiliśmy więc trochę pobłądzić po wąskich, średniowiecznych uliczkach Sieny. Co chwilę odkrywaliśmy jakiś urokliwy placyk, pomnik lub fontannę.
Wszystkie uliczki zbiegają się na Il Campo, a im bliżej placu, tym większy tłum.
Siena jest ładna, ale nie można powiedzieć, by powaliła nas na kolana. Tłumy turystów dają się tu we znaki już o tej porze roku. Zdecydowanie więcej uroku mają mniejsze miasteczka.
Gdy dotarliśmy do samochodu, wyglądało na to, ze pogoda już na dobre się popsuła. Było jednak zbyt wcześnie, by wracać, więc obraliśmy kurs na Monteriggioni.
* * *
Monteriggioni
„Bo jako mury Montereggione
Wysokie baszty uwieńczyły w koło,
Tak wał, idący do koła tej studni,
Połową cielska swojego obsiadły
Straszne olbrzymy, którym dotąd z nieba
Jowisz zagraża, kiedy ciska gromy”
Dante Alighieri, Piekło (pieśń XXXI, wersy 40-45) tłum. A. R. Stanisławski
Monteriggioni to średniowieczne miasto – gród o antycznych korzeniach. Chroniło Sienę przed ówczesnymi rywalami z Florencji. Dante Alighieri wspomina o nim w Boskiej Komedii, a współcześnie – zostało odwzorowane w grach Assassin’s Creed. Gdy przekroczymy mury, które wieńczy 14 wież, odniesiemy wrażenie, że w środku czas zatrzymał się w XV wieku. Miasteczko jest malutkie, ale klimatyczne i świetnie zachowane. Na głównym placu Piazza Roma znajduje się kościółek Santa Maria Assunta. Warto przespacerować się wzdłuż murów, z których roztacza się ładny widok na okolicę – Chianti i Val d’Elsa.
Zaglądamy do jednej z winnic, w której prócz trunków na wieczór, zaopatrujemy się w wyborne toskańskie zioła i przyprawy. Znów zaczyna padać, więc wracamy.
W naszym apartamencie mamy dużą, urządzoną w toskańskim stylu kuchnię. Gotowanie w niej to też rodzaj atrakcji. Z zakupionych tego dnia artykułów, przyrządzamy pyszną toskańską kolację. Będąc w danym kraju, staram się wykorzystywać lokalne produkty i przygotowywać dania, które goszczą na stołach ich mieszkańców. Na koniec czeka niespodzianka – przestaje padać i wychodzi słońce. Idziemy więc na spacer o zachodzie słońca w pobliskie pola. Gdy wracamy, jest już zupełnie ciemno. Podziwiamy sunące po polach mgły i gwiaździste niebo.